Blog

Złość – najbardziej niezrozumiana energia świata

Czy tłumisz czasem swój gniew, choć masz ochotę go wyrazić? Czy wyrażasz złość, a potem czujesz się winny? Czy oburzasz się na innych i masz ochotę im wygarnąć, a może nawet to robisz? Wszystko to są formy nieświadomych zachowań wynikające z zakotwiczonych w nas przekonań i nieuzdrowionej relacji z emocją gniewu. Myślę, że gniew jest najbardziej niezrozumianą przez ludzi energią. Z jednej strony się ją potępia, a z drugiej nadużywa, ale rzadko kiedy postrzega jako niewinną informację zwrotną mówiącą o tym, co się dzieje w naszym ciele lub jakie są w nas niezaspokojone potrzeby. Myślę, że zrozumienie emocji gniewu jest kluczem do uzdrowienia naszej ludzkiej natury. Spróbuję przedstawić podstawy, które mogą być punktem wyjścia do pracy z tą energią.

Zdrowa i niezdrowa relacja z energią złości
Jeśli od dziecka tłumiono w nas złość, na przykład każąc nam być „grzecznym chłopcem” i „grzeczną dziewczynką” lub w inny sposób dostosować się do świata dorosłych, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie mamy zdrowej relacji z tą energią i że mamy wiele własnych nieświadomych przekonań na jej temat.

Co mam na myśli przez zdrową relację z energią złości? Polega ona na przyzwoleniu sobie na jej nieosądzające czucie w ciele, jak również umiejętności jej wyrażania, a także na zrozumieniu, co chce nam powiedzieć. Zazwyczaj złość informuje nas o jakichś naszych niezaspokojonych potrzebach. Gdy wiemy, dlaczego wzbiera w nas złość, możemy ją wyrazić w spokojny, asertywny, a jednocześnie empatyczny sposób.

Co się dzieje, gdy jednak tego nie wiemy? Wówczas złość wybrzmiewa z nas jako forma nieświadomej projekcji naszych własnych wypartych przekonań na innych ludzi. To właśnie jedna z form niezdrowej relacji z energią złości, która często może nawet przybierać formę agresji. Drugą formą niezdrowej relacji ze złością jest stłumienie w sobie zdolności do jej czucia i wyrażania. Wywołuje to nie tylko problemy emocjonalne, ale może także prowadzić do poważnych zaburzeń zdrowotnych.

DZIECI NIE MAJĄ PROBLEMU Z WYRAŻANIEM ZŁOŚCI
Jeśli spojrzysz na małe dzieci, one nie mają problemu z wyrażaniem złości w sposób maksymalny, kiedy czegoś chcą lub czegoś nie chcą. One nie żywią w sobie przekonania, że „złość jest zła”. To po prostu energia, która pragnie się przez nie wyrazić. Okazuje się, że większość dorosłych ma jednak z tym kłopot i próbuje dzieci w jakiś sposób spacyfikować – na przykład za pomocą nagród i kar czy jakiejś innej formy emocjonalnej bądź fizycznej przemocy. Mało kto przed takim aktem pacyfikacji zadaje sobie pytania:
– dlaczego mam ochotę to zrobić?
– jakie moje przekonania za tym stoją?
– co boję się, że się stanie, jeśli nie stłumię złości dziecka?
– czego potrzebuje dziecko, które właśnie wyraża złość?

Odpowiedź na te pytania pomogłaby wielu dorosłym skontaktować się z ich własnym wypartym lękiem i gniewem z ich dzieciństwa. Bardzo możliwe, że okazałoby się, iż chcą oni tłumić złość dziecka, gdyż tak zostali nauczeni lub boją się, co pomyślą inni. Nie traktują oni dziecka jak partnera, który swoją złością wyraża jakąś niezaspokojoną potrzebę, lecz jak intruza, który zakłóca ich spokój i którego trzeba uciszyć. A uciszają je głównie dlatego, że sami mają nieuzdrowioną relację z energią gniewu. Zamiast zrozumieć siebie samego (poprzez zrozumienie własnej reakcji na złość dziecka) , a także zrozumieć dziecko (poprzez próbę  rozpoznania, o co mu chodzi), wybierają drogą wyparcia i projekcji.

ROZPIESZCZONE DZIECI CZY NIEŚWIADOMI DOROŚLI
Gdy patrzyłeś kiedyś na wrzeszczące dziecko w towarzystwie jego rodziców, czy przyszło ci może na myśl jedno z tych utartych w świadomości zbiorowej przekonań: „Oni pozwalają mu wejść sobie na głowę!” albo „Co za rozpieszczony, niegrzeczny bachor!”, albo „Ależ to dziecko wymusza!”, albo „Widać, że w tej rodzinie rządzi dziecko”,  albo: „Oni nie umieją stawiać dziecku granic”, albo „Dziecko nimi manipuluje”. Z mojej perspektywy wszystkie te stwierdzenia są błędne i wynikają z jakiejś formy nieświadomej reakcji, która ma obronić dorosłego przed ujawnieniem jego własnych stłumionych wspomnień związanych z energią złości. A co, gdybyśmy spróbowali odwrócić cały nasz wyuczony paradygmat myślenia?

  1. A co, jeśli dziecko nie wymusza, tylko używa dostępnych mu środków, by poinformować dorosłych o swoich potrzebach? Małe dziecko nie ma jeszcze na tyle wykształconej kory nowej, czyli tej części mózgu, która jest odpowiedzialna m.in.  za racjonalne myślenie i empatię, by umieć – w taki sposób jak dorosły – wytłumaczyć, o co mu chodzi lub by brać pod uwagę zdanie innych?
  2. A co, jeśli dziecko nie wchodzi na głowę, tylko po prostu otwarcie i bez społecznie uwarunkowanego krygowania się wyraża to, na czym mu zależy? Rodzic nie musi się zgodzić na to, czego chce dziecko, ale czy dziecko nie może wyrazić tego, co chce wyrazić? (o ile bardziej czulibyśmy się wolni i o ile zdrowsze byłyby nasze relacje, gdybyśmy pozwolili sobie szczerze wyrażać to, czego chcemy, i co czujemy, zamiast ukrywać się w obawie o to, co pomyślą inni)
  3. A co, jeśli dziecko nie jest w stanie manipulować, bo jego mózg nie jest jeszcze do tego zdolny i nasze postrzeganie manipulacji u dzieci jest tylko projekcją naszej własnej zdolności do manipulacji?
  4. A co, jeśli nie chodzi o stawianie granic dziecku, tylko umiejętność świadomego stawiania swoich granic dzięki świadomości, czego chcemy i na czym nam zależy? Żeby umieć stawiać swoje granice, musimy mieć dobrą i uzdrowioną relację z energią gniewu. Wtedy nie tylko będziemy umieli powiedzieć, co jest dla nas samych ważne, ale też zrozumiemy, jeśli ktoś inny wyraża, co jest dla niego ważne w zupełnie inny sposób (na przykład, tak jak dziecko, poprzez niekontrolowany wybuch złości). Nie będziemy się starać narzucać granic innym. Czy takie podejście do wymuszania na dziecku swojej woli różniłoby się bowiem czymkolwiek od walki o terytorium w świecie dorosłych, na przykład od najeżdżania innych państw, by „przesunąć” ich granice? A może zamiast walczyć o swoje, da się dojść do porozumienia, poprzez zrozumienie swoich potrzeb i potrzeb innych?
  5. A co, jeśli dziecko, które poprzez złość wyraża, na czym mu zależy, wcale nie rządzi, tylko pokazuje, że jeszcze nie została w nim stłumiona wola wyrażania siebie, swojej prawdy, swoich pragnień? Dorośli wcale nie muszą się zgadzać na to, czego chce dziecko, ale mogą – zamiast próbować „wygrać” z dzieckiem – poprzez zmuszanie go do posłuszeństwa, „wynegocjować”  z nim najlepsze dla wszystkich rozwiązanie.
  6. A, co jeśli nie ma „rozpieszczonych”, czy „złych” lub „niegrzecznych” dzieci, a są jedynie nieświadomi dorośli? Często dzieci swoją złością wydobywają na wierzch to, co zamiecione pod dywan, to, co niespójne w świecie dorosłych, dając im szansę do zastanowienia się, co w sobie samych, a nie w dziecku, mogą jeszcze zmienić. I dotyczy to nie tylko rodziców, ale wszystkich, którzy doświadczają negatywnych reakcji na złość dziecka.

CHCESZ SZACUNKU – DAJ SZACUNEK
Kilka dni temu odwiedzaliśmy naszych przyjaciół i zobaczyliśmy, że są bardzo spięci, gdy nasz synek Jaś złościł się, nie chcąc pozostać z nami na dworze i domagając się wejścia do ich domu. Żadne z nas jednak nie było gotowe wejść do domu. Ja próbowałem uspokoić Jasia przez pobawienie się z nim przez chwilę na podwórku. Okazało się, że moje zachowanie wywołało w nich jeszcze większe napięcie. Aż doszło do wybuchu. Usłyszeliśmy od naszych znajomych, że „Jaś rządzi” i że „my robimy to, co on chce”,  „że nie dbamy o to, co my sami chcemy”, „że on nas nie szanuje”.

Wiedzieliśmy, że żadne z tych stwierdzeń nie miało nic wspólnego z prawdą i że nasi przyjaciele wyrażali wobec nas JEDYNIE projekcję własnej nieświadomości. Świadczył o tym choćby fakt, że wcale nie weszliśmy, ani nie zamierzaliśmy wejść do domu, tak jak chciał Jaś. Braliśmy jednak jego zdanie pod uwagę i chcieliśmy znaleźć jakąś nić porozumienia. Dla naszych przyjaciół – podobnie jak zresztą dla wielu ludzi – było to niezrozumiałe i trudne do przyjęcia. Według nich Jaś „powinien” już w wieku prawie czterech lat być bardziej społecznie przystosowany i nie wyrażać złości w tak ekspansywny sposób. Według nich on wyrażał złość w ten sposób właśnie dlatego, że pozwalaliśmy mu na zbyt wiele. Nic bardziej błędnego!

Myślę, że Jaś wyraża złość w ten sposób po części dlatego, że jej w nim nie stłumiliśmy ani przez nagrody, ani przez kary, ani przez jakąkolwiek formę wymuszania na nim swej woli. Nigdy nie uważałem, że sam fakt bycia rodzicem jest wystarczający, aby skłaniać dziecko do posłuszeństwa, a tym bardziej, by zasłużyć sobie na jego szacunek. Uważam, że na szacunek dziecka (czy kogokolwiek) mogę sobie zasłużyć jedynie poprzez samemu okazywanie mu szacunku. W opisanym przeze mnie przykładzie formą okazania Jasiowi szacunku było chociażby uznanie jego emocji (zamiast zbycia jej milczeniem lub jej uciszaniem) i próba zrozumienia, jaka potrzeba kryje się za tą emocją (w tym przypadku wiedziałem, że Jaś po prostu przyzwyczaił się do spędzania czasu w domu u naszych przyjaciół w trakcie poprzednich wizyt i nastawił się na to jeszcze przed naszych przyjściem do nich, dlatego też potrzebował chwili czasu, by ochłonąć i przyzwyczaić się do nowej scenerii).

Zamiast kierować się podświadomym myśleniem, że „dziecko to nasz wróg”, na którym trzeba coś wymóc, z którym trzeba w jakiś sposób wygrać, wolimy z Marią myśleć, że dziecko to nasz partner i przyjaciel, z którym rozmawiamy i znajdujemy rozwiązanie, które jest dobre dla wszystkich, a nie tylko dla nas. Czasem wymaga to od nas zmiany planów lub ich przewartościowania, ale nie robimy tego z poczucia poświęcenia i nie jest to również formą oddawania dziecku „władzy”. Koncept władzy nad kimś jest nam obcy, gdyż widzimy w nim relikt myślenia, że trzeba kogoś zdominować, aby był posłuszny. Od słowa „władza” wolę tu słowo „moc”, która nie opiera się na panowaniu nad kimś, lecz na poczuciu własnej mocy. Gdy mamy owo poczucie MOCY w sobie, nie musimy się uciekać do PRZEMOCY, by nas dzieci słuchały. Wielokrotnie już doświadczyłem, że dzieci chcą z dorosłymi współpracować i jeśli tego nie robią, to mają do tego naprawdę ważny powód (np. są bardzo zmęczone lub przebodźcowane, lub ignorowane, lub niezrozumiane przez dorosłych, lub bardzo na czymś im zależy, ale ze względu na stopień rozwoju swego mózgu nie są w stanie jeszcze swoich emocji opanować), albo po prostu się dobrze bawią i nie rozumieją, dlaczego wkraczamy w ich zabawę ze swoją powagą i niezwykle „ważnymi”, „dorosłymi” rzeczami do zrobienia.

SZANSA NA UZDROWIENIE NASZEGO DZIECIŃSTWA
Mógłbym pisać o złości bardzo wiele. Zresztą poruszałem już sporo różnych wątków związanych z czuciem i wyrażaniem gniewu w swojej książce „Powrót do czucia”. Tutaj odniosę się jeszcze do jednego ważnego aspektu związanego z ekspresją złości i naszą relacją z dziećmi: myślę, że dzieci poprzez swoją bezkompromisowość w wyrażaniu gniewu, dają nam okazję do uzdrowienia naszego dzieciństwa i tego, co w nim stłumiliśmy i wyparliśmy.

Czasem, gdy widzę, jak Jaś się złości, ponieważ coś nie poszło po jego myśli (na przykład miseczka nie była tego koloru, jakiego chciał, banan rozpadł się na pół i nie dało się go złożyć, a mieliśmy tylko jednego lub któreś z nas podeszło do niego zbyt wcześnie, podczas gdy on bardzo chciał nas zaskoczyć)  i nie daje się od razu uspokoić na przykład poprzez zabawę lub jakąś próbę znalezienia rozwiązania, to:
– po pierwsze nie minimalizuję jego potrzeb i pokazuję mu, że rozumiem, że są dla niego ważne;
– nie bagatelizuję jego emocji i pozwalam mu je wyrazić w bezpiecznych warunkach;
– choć staram się uwzględnić potrzeby otoczenia (na przykład przez przejście z płaczącym Jasiem gdzieś na bok z dala od tłumu), to skupiam się przede wszystkim na byciu z dzieckiem i dla dziecka, zamiast podejmować działania pod wpływem tego, co mogą myśleć inni;
– używam jego „napadu złości”, by poczuć w moim ciele napięcie, jakie czasem jeszcze się pojawia, gdy słyszę jego krzyk; robię to bez żadnego osądu, po prostu obserwuję swoje ciało w stanie ciekawości i zadziwienia; w takich chwilach przypominają mi się niekiedy sceny z mojego dzieciństwa, kiedy to moja złość została przez dorosłych stłumiona, a przede wszystkim czuję, jak uwalniane są z mojego ciała pewne zaciśnięcia, z którymi, dzięki Jasiowi, mam okazję wejść w kontakt.

Chcę tu przy okazji zaznaczyć, że Jaś jest na co dzień bardzo radosnym żywiołowym dzieckiem i chwile ekspansywnej złości nie zdarzają mu się często. Gdy jednak czasem do nich dochodzi, to nie uważam tego za coś nienormalnego, a jedynie za przejaw normalnego rozwoju dziecka.

Zauważyłem też ostatnio, że Jaś dostraja się ze swoimi emocjami do tego, co się dzieje w otoczeniu, i to nie tylko do tego, co się dzieje w nas, rodzicach. Mam wrażenie, że on niejako „czyta” podświadomie energię otoczenia i reaguje odpowiednio, aby wesprzeć zbalansowanie nierównowagi energetycznej, skłonić „dorosłych” do skontaktowania się z tym, co wyparli i stworzyć tym samym szansę do przemiany i uzdrowienia. Tak było również w przypadku naszego spotkania z przyjaciółmi. Jaś nie musiał wcale zareagować tak ekspansywnie i gdyby był tylko z nami w tej samej sytuacji, to przypuszczam, że jego reakcja byłaby dużo łagodniejsza. Jego złość związana była bowiem z nastawieniem energetycznym naszych przyjaciół, które Jaś odczytał podświadomie jeszcze przed nami i zareagował odpowiednio, aby pobudzić pewne prądy energetyczne w naszych znajomych, skłaniając ich do przyznania się do własnych uczuć (irytacja z powodu naszego zachowania), a także potrzeb (potrzeba porozmawiania z nami w spokoju bez ingerencji Jasia). W tym sensie sytuacja ta była nie tylko dla nich trudnym doświadczeniem, ale także DAREM. Nie wnikam w to, na ile go wykorzystali, by pójść jeszcze głębiej, do tego, co stłumili we własnym dzieciństwie, oraz by rozpoznać przekonania, które leżały u podstaw ich reakcji. To już zależy od ich własnej szczerości wobec samych siebie i gotowości do wglądu w siebie.

Podobna sytuacja emocjonalnego dostrojenia się Jasia do tego, co się działo w „polu” miała miejsce parę tygodni wcześniej podczas wizyty kilku członków naszej rodziny u nas w domu. Jaś wyrażał wtedy nieco więcej złości niż normalnie i przeczuwam, że nie tylko „czytał” energię zgromadzonych w domu osób, ale też – przez wywołanie w nich dyskomfortu swoją złością – dawał im szansę do skontaktowania się z tym, co wyparli w sobie i do jeszcze głębszego uzdrowienia. Miałem wrażenie, że gdyby tylko pozwolili sobie stanąć „nadzy” – ze swoimi uczuciami w ciele – to bardzo łatwo przypomnieliby sobie, jak bardzo stłumiono w ich własnym dzieciństwie możliwość wyrażania przez nich złości i jak bardzo wpłynęło to na poziom stresu, w jakim później żyli, oraz napięcia ich ciał w obecnym czasie.

Paradoksalnie dopiero przyznanie się do lęku, jaki mamy przed wyrażaniem gniewu (czy to przez nas samych, czy przez kogoś innego) i pozwolenie sobie na jego wyrażenie w bezpieczny sposób, może uwolnić zaciśniętą w ciele energię i wyzwolić nas do życia w poczuciu radości i mocy. Dopóki tego nie zrobimy, żyjemy w strachu, poczuciu winy i robimy „dobrą minę do złej gry”, otaczając się mnóstwem społecznych norm lub duchowych koncepcji i przekonań, które uzasadniają dalsze tłumienie wypartej kiedyś w dzieciństwie energii gniewu. W ślad za tłumieniem tej energii idą też dalsze konsekwencje, takie jak nieumiejętność mówienia otwarcie, czego chcemy, a czego nie chcemy, niezdolność do stanowczego i empatycznego stawiania granic, a także odejście od podążania za swoją prawdą.

NIEŚWIADOME I ŚWIADOME WYRAŻANIE GNIEWU
Chcę zaznaczyć, że gdy mówię o potrzebie wyrażenia stłumionej w nas złości, nie mam na myśli wybuchów agresji czy jakiejś formy werbalnego czy fizycznego atakowania innych. Z wyrażaniem tego rodzaju złości wielu z nas nie ma problemu, ale niestety tego rodzaju złość jest nieświadoma i nie prowadzi do uzdrowienia, a jedynie do większej eskalacji konfliktów. Gdy mówię o świadomym czuciu i wyrażaniu złości mam na myśli zasadniczo:

– poczucie złości w ciele (na przykład poczucie, że zaciskają się nam ręce, że napina się brzuch, bądź przyspiesza oddech, itp.)
– rozpoznanie, o jakiej naszej niezaspokojonej potrzebie lub podświadomym przekonaniu czy ukrytym lęku nas informuje;
– wyrażanie złości nie poprzez mówienie, co jest z innymi nie tak (czyli przez projekcję na nich własnych nieuzdrowionych treści), ale o tym, czego MY chcemy, co jest dla NAS ważne, jak MY się czujemy.

Małe dzieci nie są w stanie jeszcze spełnić tych wszystkich warunków, ponieważ kora nowa w ich mózgach nie jest wystarczająco rozwinięta. One po prostu wyrażają złość. Natomiast my dorośli możemy im pomóc:
– czuć złość, przede wszystkim dzięki zapewnieniu im atmosfery akceptacji;
– wyrażać złość w bezpieczny sposób, zamiast ją tłumić;
– nazwać emocję zamiast ją przeoczać;
– zrozumieć, dlaczego pojawiła się złość, i pomóc im to określić, jeśli sama tego nie potrafią;
– znaleźć rozwiązanie, w którym nie tylko dorosły „wygrywa” poprzez postawienie na swoim, ale takie, które będzie uwzględniało potrzeby wszystkich.

Gdy to zrobimy, zaoszczędzimy dziecku wielu lat zagubienia, niezrozumienia siebie, pokażemy, że jest akceptowane takie, jakie jest. Wesprzemy go w jego przyszłej umiejętności stawiania granic, bycia samodzielnym i podążania za prawdą swego serca

Może zastanawiasz się, co ten artykuł ma wspólnego z tobą, jeśli nie masz dzieci, lub odchowałeś je dawno temu? No cóż, choć tematy te będą oczywiście bardziej interesować ludzi mających aktualnie małe dzieci, to z drugiej strony pewne poruszone tu kwestie mają charakter uniwersalny. Każdy kiedyś był przecież dzieckiem i może zadać sobie pytanie, czy kiedykolwiek stłumił w sobie złość, choć należało ją wyrazić. Jeśli tak, to może warto sprawdzić, czy energia ta nie tkwi gdzieś zaciśnięta w ciele i czy nie lepiej byłoby ją uwolnić przez wyrażenie tego, co kiedyś zostało stłumione. Inną podstawą do wglądu mogłyby być rzeczy, które cię irytują bądź oburzają w innych (niezależnie od tego, czy owymi innymi są złoszczące się obok w sklepie dzieci, czy współpracownik w pracy bądź jakiś polityk). To zawsze jest bowiem informacja o czymś, co w tobie samym domaga się uzdrowienia. Świat zewnętrzny bowiem jedynie odzwierciedla stan naszych myśli i emocji. Jeśli my w swoich sercach, umysłach i ciałach będziemy czuć jedynie pokój, to żadna reakcja drugiego człowieka nie wyprowadzi nas z równowagi. Dopóki tak nie jest, mamy wewnętrzną pracę do wykonania.