Blog

Wesołego świętowania Siebie

Kochani! Czas Świąt jakoś mimowolnie skłania mnie do refleksji, mimo że od kilku lat już nie obchodzę Świąt – ani Bożego Narodzenia, ani Wielkanocnych. To nie znaczy, że mam coś przeciwko Świętom, bo jeśli jest ktoś w moim otoczeniu, komu zależy na podtrzymywaniu tradycji, to jestem w stanie świętować razem z nim bez osądu. Moje osobiste świętowanie Świąt nie różni się jednak od świętowania każdego dnia, bo każdy dzień jest dla mnie okazją do świętowania Życia. I każdy dzień może być okazją do radosnego spotkania z rodziną, z przyjaciółmi lub do zjedzenia ulubionej potrawy.

A jednak energia wytwarzana przez świadomość zbiorową w tym czasie, sprawia, że nie mogę przejść obok niego zupełnie obojętnie. Jak więc przez niego przechodzę? Z jednej strony patrzę, co ten okres symbolizuje, a z drugiej, na ile jestem w stanie uwolnić wszelkie symbole i przekonania, jakie stworzył mój umysł.

Zacznijmy od symboliki. Święta Wielkanocne dla wielu – choć nie dla wszystkich – stanowią pamiątkę zmartwychwstania. Mogą być więc piękną okazją do przypomnienia sobie, czym jest naprawdę zmartwychwstanie jako przezwyciężenie śmierci i iluzji świata ego. I to nie tylko okazją do wspominania historii Jezusa, ale raczej do zastanowienia, czy JA TERAZ pozwalam sobie na uwolnienie z mojego umysłu iluzji oddzielenia, czy wybieram Miłość zamiast lęku, czy PAMIĘTAM, że JESTEM JEDNYM ZE ŹRÓDŁEM WSZELKIEGO STWORZENIA?

A teraz druga strona medalu: czy jestem w stanie uwolnić pewne symbole, do których się przywiązałem, nawet jeśli symbole te do tej pory sprawiały mi radość? Zdaję sobie sprawę, że nie ma nic złego w symbolach, czy tradycjach, ale dla mnie samego potraktowanie tych dni dokładnie tak samo jak wszystkich innych dni w roku było świetną okazją, by sprawdzić, czy mogę czuć tę samą radość, którą czuję w inne dni bez robienia z czasu Świąt niczego wyjątkowego. Przyznam, że w moim sercu pojawił się przez chwilę cień smutku, ale tylko przez chwilę, a w ślad za nim zrozumienie, że jako ludzie często szukamy sposobności, by choć na moment poczuć się lepiej. Próbujemy uciec od wypartego smutku poprzez różne formy znajdowania radości.

Gdy jednak pozwalam sobie nie zmieniać niczego, niczego nie poprawiać i akceptuję tę chwilę dokładnie taką, jaka jest; innymi słowy – gdy w moim umyśle nie ma braku, który starałabym się czymś wypełnić, wówczas pojawia się POKÓJ, którego nic nie może zagłuszyć, i CZYSTA RADOŚĆ ISTNIENIA nieuwarunkowana niczym na zewnątrz mnie.

Czy to oznacza, że mamy wszyscy schować się w jaskiniach i unikać świętowania z innymi lub na siłę porzucać tradycje? Bynajmniej. Chodzi jedynie o to, abyśmy byli wolni. Możemy być wolni, świętując „po staremu” lub możemy być wolni, puszczając bez osądu stare tradycje. Jedno nie jest lepsze od drugiego. Nie ma znaczenia, co robimy, lecz czy – robiąc to – pamiętamy, KIM NAPRAWDĘ JESTEŚMY.

Jeśli tak zdecydujemy, każdy dzień może stać się dla nas okazją do świętowania i zabawy. Jest bowiem, co świętować! Możemy świętować Siebie – Życie, którym Jesteśmy, swoją doskonałą Boską Rzeczywistość, która przejawia się tu przez chwilę w fizycznej formie. Możemy świętować pamiętanie z chwili na chwilę, że jesteśmy Miłością w działaniu.

A w chwilach wątpliwości i lęku możemy sobie przypomnieć, że to my decydujemy, gdzie pokierujemy swoją uwagę i myśli. Możemy je skierować na Miłość. Nie musimy nawet wiedzieć, czym ona jest. Wystarczy, że zapytamy: CZY TERAZ KOCHAM SIEBIE? Jeśli uznamy, że nie, to zdecydujmy, by właśnie TERAZ to zrobić. Jak nie TERAZ, to KIEDY? Nie musimy wiedzieć, jak to zrobić. Wystarczy, że zapytamy, CO TERAZ ZROBIŁABY MIŁOŚĆ? I Miłość sama się przejawi poprzez to ciało, gdy tylko jej na to pozwolimy.

A WIĘC WESOŁEGO ŚWIĘTOWANIA SIEBIE
– CUDU ŻYCIA, KTÓRYM JESTEŚ –
TU i TERAZ. I ZAWSZE.

Z miłością,
Rafał